Urodziny w tym roku spędziłam w górach. Czyli idealnie. Było mokro, zimno, wietrznie i przepięknie. Widoków ze szczytu nie było żadnych, tylko mgła. Ale dokładnie przez to było przecudownie. Szlak świecił pustkami, nie spotkałam ani jednej żywej duszy po drodze, czyli tak jak lubię. Cisza, spokój i całe góry moje. Po prawie całym miesiącu bez wycieczek potrzebowałam tego jak nigdy. Przez cały sezon letni swoją uwagę skupiałam głównie na Tatrach i już prawie zapomniałam jakie piękne zakątki mam jeszcze bliżej domu. Gorce jednak mają swój niepowtarzalny klimat, szczególnie poza sezonem i w środku tygodnia. W takie właśnie dni chłonę góry całą sobą. Jesień w tym roku była wyjątkowo ponura, a ja sama miałam mało okazji żeby z niej, nawet takiej smutnej, korzystać. Trochę szkoda jako, że październik jest moim ulubionym miesiącem. Chociaż jak widać na zdjęciach tak czy siak był czarujący.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Gdzie dokładnie bylaś ? :)
OdpowiedzUsuńNa Gorcu, jak w tytule ;)
Usuń